Bóg Ojciec. Macie racje zostajecie pochwycenie. Jako Dom wasz, który wypełnia ziemie. Jestem zawsze z wami na ziemi, tylko do was musi dotrzeć silny impuls żebyscie uwierzyli wy nieposłuszni. Przeciez jestescie tylko pyłkiem i bezemnie istniec nie mozecie, a wymądrzacie się kazdorazowo. Używacie rozumy, nie serduszka, które macie skamieniałe. Moze kłamstwem siejecie i przez to nic nie widzicie. Że szkolnictwo złe i szpitale beznadziejne. Moze chorobę ściągacie niewłaściwym postępowaniem. Lęcze głowy i napełniam słowem żywym. Dostajecie moje śwuiatło, przecież bez światła nie istniejecie. Nie rozpoznajecie słowa prawdziwego, może nie posówam was w wykazywaniu się silnym dobrem, które w was wygasło, bo dajecie sobie wzajemnie fałsz. Kązde słowo ma być prawdziwe i w miłości dawane, a wasze wypowiedzi to spekulacje, które nie mówią jasno ja jest, lub jak powino byc. Sami wiecie metal wydobyliście wy sami, nie mój ojciec. Sami tworzycie chemie. Czy niemacie się posługiwac prawda życiem, kto wam kazał oszukiwac. Jesli mówie że samoloty to zarastwo, bo niszczy uprawy, to nie można zaprzeczac. Jak pisze że jestescie ochydni i podaje powód, to się buntujecie, bo nierozumiecie mojego słowa.