zielona szkoła cz 7 ost

Opublikowany 2022-06-07 15:34:52

  • autor: Anonim
133
Szefowa sprzątaczek prowadziła mnie długim korytarzem w kierunku holu, trzymając mocno za ramię. Wciąż byłem w szoku po jej niespodziewanej interwencji i teraz w głowie miałem kompletną pustkę. Nie wiedziałem, czy bronić się, czy posłusznie poddać, nie rejestrowałem nawet wszystkich słów, które ta kobieta do mnie mówiła. W pewnej chwili usłyszałem jednak: „Idziemy do twoich nauczycieli” i jakbym dostał obuchem w głowę. Ciężkie krople potu wystąpiły mi na czoło. Ale się wpakowałem… Przecież jeśli zostanę zaprowadzony do wychowawczyni, to ta z pewnością uzna mój „czyn” za naruszenie zasad, a wtedy jutro rano, a może nawet jeszcze dziś po kolacji, dostanę przy całej klasie lanie na goły tyłek…

Aż mi się słabo zrobiło przez moment, ale nie miałem teraz czasu na takie użalanie się nad sobą. Nie mogę do tego dopuścić, muszę coś zrobić! W tamtej chwili wydawało mi się, że mam tylko dwa wyjścia, bo wyrwać się i uciekać nie ma sensu – przecież szefowa sprzątaczek przyjdzie wtedy na którąś z lekcji i bez trudu mnie zidentyfikuje, a nie mogę ukrywać się do końca zielonej szkoły. Mogłem zatem albo błagać ją, aby nie prowadziła mnie do wychowawczyni, tylko sama ukarała – stara sztuczka, ale teraz mogłaby nie zadziałać. Ta pani zaraz by pewnie zaczęła się domyślać, dlaczego tak bardzo boję się doprowadzenia do nauczycielki, że aż wolę karę od obcej osoby, więc z pewnością – na złość, albo z ciekawości – specjalnie by mnie właśnie do pani Teresy zaprowadziła. W tej sytuacji mogłem chyba zrobić tylko jedno – zdenerwować sprzątaczkę, aby sama zechciała mnie ukarać, zanim doprowadzi mnie do wychowawczyni. Nie miałem przecież nic do stracenia. Jeśli nie zadziała, i tak oberwę od pani Teresy. A co szkodzi spróbować…?

Zacząłem więc wyrywać się i stawiać opór. Szefowa sprzątaczek wzmocniła uścisk, a w końcu warknęła: „Uspokój się, bo sama ci spiorę dupsko!”. O właśnie! O to mi chodziło! Jak już i tak mam dostać lanie, to wolę w zaciszu pokoju od tej kobiety, niż na środku klasy, na oczach wszystkich kolegów, a może i koleżanek. Dlatego zachęcony tą perspektywą, dalej wyrywałem się i marudziłem. W końcu przełożona sprzątaczek chyba nie wytrzymała, zatrzymała się i dość mocno mną potrząsnęła, krzycząc przy tym:
- Co się z tobą dzieje?! Uspokój się do diabła!
- Ale przecież ja nic złego nie zrobiłem! Nie zniszczyłem nic i w ogóle… Proszę mnie puścić.
- Nie zrobiłeś nic…? – kobieta chyba była na skraju wytrzymałości, wycedziła to niemal przez zaciśnięte zęby – Nic to ty nie rozumiesz, smarkaczu jeden! Ale jak sobie chcesz…
Po tych słowach znowu zmusiła mnie, żebym szedł za nią, a ja trochę przestałem się opierać. Zobaczymy, jaki efekt dała moja demonstracja. Chwilę potem uznałem, że chyba niezły. Milcząca teraz kobieta poprowadziła mnie schodami w dół, zamiast w górę, gdzie mieściły się pokoje nauczycielek. Po kilkudziesięciu sekundach zatrzymaliśmy się przed jakimiś drzwiami w piwnicznym korytarzu. W słabym świetle dostrzegłem na nich tabliczkę: „Renata K…. – przełożona obsługi". Teraz już przynajmniej wiedziałem jak się nazywa moja prześladowczyni. Pani Renata odszukała w kieszeni klucz, otworzyła drzwi i wepchnęła mnie do niewielkiego pomieszczenia, gdzie stało małe biurko, spora szafa i mnóstwo różnych przyrządów do sprzątania. Wszystko idzie dobrze – teraz dostanę tutaj od niej lanie i nauczyciele o niczym się nie dowiedzą, a ja spokojnie zdążę jeszcze na kolację. Taki jest plan.

Utwierdziłem się w jego słuszności, gdy pani Renata zdjęła roboczy fartuch i odwiesiła go do szafy. Pewnie po to, żeby nie krępował jej ruchów, gdy będzie mi wymierzać klapsy. Zaraz jednak założyła na siebie płaszcz, wzięła z biurka jakieś inne klucze i wyprowadziła mnie z pokoju. Ups, co jest? Tak nie miało być. Więc jednak idziemy do wychowawczyni…? Ale po co w takim razie jej ten płaszcz?
Zagadka natychmiast rozwiązała się. Zamiast w kierunku pokoju nauczycielki, pani Renata wyprowadziła mnie tylnym wyjściem z budynku pensjonatu. Po chwili otwierała już inną furtkę, za którą w oddali – mimo zapadających ciemności – dostrzegłem niewielki, parterowy dom. Teraz sobie przypomniałem, że przecież pani Renata wspominała pani Teresie, że mieszka tuż obok ośrodka. Więc zmierzamy do jej domu. Hmm, ciekawe. A może nawet obejdzie się bez lania…?
Tagi: #ssss

Komentarze (0)


Drogi Czytelniku!

W trosce o komfort korzystania z naszego serwisu chcemy dostarczać Ci coraz lepsze usługi oraz materiały redakcyjne. By móc to robić prosimy, abyś wyraził zgodę na dopasowywanie treści marketingowych do Twoich zachowań w serwisie. Zgoda ta pozwoli nam częściowo finansować rozwój świadczonych usług.

Pamiętaj, że dbamy o Twoją prywatność. Nie zwiększymy zakresu naszych uprawnień bez Twojej zgody. Zadbamy również o bezpieczeństwo Twoich danych. Wyrażoną zgodę możesz wycofać w każdej chwili.

Wyrażenie powyższych zgód jest dobrowolne i możesz je w dowolnym momencie wycofać (na podstronie z ustawieniami prywatności), odznaczając wybraną zgodę i klikając przycisk "nie zgadzam się", z tym, że wycofanie zgody nie będzie miało wpływu na zgodność z prawem przetwarzania na podstawie zgody, przed jej wycofaniem.